Jezus na warszawskiej Woli

Jadąc autobusem linii 171 w kierunku centrum, mijam po drodze niezwykłe miejsce, które przypomina mi, że w codzienności mojego życia ukryty jest Jezus. Miejsce, o którym mowa to skrzyżowanie ulic Górczewskiej i Deotymy, gdzie pośród zabieganych mieszkańców Warszawy wznosi się figura Jezusa Miłosiernego.

Nie da się Go nie zauważyć. Prowokuje i pewnie w niejednej liberalnej głowie budzi zgorszenie i pytanie: A gdzie rozdział Kościoła od państwa? We Francji by to nie przeszło! Pewnie by nie przeszło, ale w Polsce przechodzi i Bogu niech będą dzięki. Jeżeli ktoś nie chce, niech nie patrzy. Figura Jezusa nie stoi w tym miejscu długo, ale dziś jest ważnym elementem manifestacji wiary dla tysięcy warszawiaków. Potocznie to miejsce nazywane jest warszawskimi Łagiewnikami. Jezus stoi pośród nieforemnych głazów, które symbolicznie pokazują rozbicie wewnętrzne człowieka i podziały między ludźmi. Za każdym razem kiedy jadę tamtędy autobusem, widzę przynajmniej kilka twarzy, które odrywają się od smartfonów i z tęsknotą w oczach patrzą w kierunku Jezusa. Nierzadko stoi tam ktoś i modli się, nie zważając na uliczny ruch i spojrzenia gapiów. Obecność figury Jezusa w tym miejscu uświadamia mi, że w prozie mojego życia także obecny jest Jezus. Jezus realny, cichy i milczący. Może nie zawsze mam czas, żeby się przy Nim zatrzymać, ale On stoi i cierpliwie czeka. Patrzy na ludzkie sprawy. Spogląda miłosiernie na naszą pracę, obowiązki, smutki i radości. Cieszy się, gdy po pracy wracamy do domu, do rodziny, do wspólnoty. Błogosławi i pragnie naszego dobra. Po cichu wskazuje plan i receptę na wiele naszych bolączek. Zachęca do realizacji trzech prostych słów: Jezu ufam Tobie!