Kazimierza Wielkiego 95a

Co jakiś czas mam okazję odwiedzić michalickie seminarium na ulicy Kazimierza Wielkiego w Krakowie. Zawsze jest to dla mnie swego rodzaju sentymentalna podróż w czasie i okazja do refleksji nad moim życiem.

Sam czas seminarium zapisał się w mojej głowie jako okres wewnętrznego zmagania i łamania. Nie było łatwo! Oj, nie było! Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze wspominam ten czas. Nie jest on dla mnie traumatycznym bagażem z przeszłości. Jest okresem, w którym dokonywała się pewna przemiana i (co najważniejsze) mam wrażenie, że był tam ze mną Bóg.

Miejscem szczególnym w Krakowie, gdzie to doświadczenie zmiany - w moim przekonaniu - było najmocniejsze jest kaplica seminaryjna. Tęsknię za nią. Za tą ciszą, której dzisiaj bardzo mi brakuje w natłoku różnych obowiązków. Tęsknotę tę dodatkowo potęguje seminaryjny ołtarz, który przypomina otwarty kielich i scenę ukrzyżowania. Zawsze stawiał mojego ducha do pionu. Przypominał mi, że zamknięci jesteśmy w miłości Chrystusa. Nic nie jest w stanie nas od niej oderwać. Modlitwa przy tym ołtarzu skłania do refleksji i kontemplacji. Pewnie wiele razy chciałbym uciec z tego kielicha. Wydaje mi się za mały, za ciasny. Jest w nim ciemno, smutno i ponuro. Jednak zanurzony po czubek głowy we Krwi Chrystusa czuję się bezpiecznie mimo wrażenia, że tonę. Rodzi się we mnie nadzieja.

Dziwne to uczucie, kiedy człowiek powraca na swoje stare śmieci. Ma się głębokie przekonanie jakby Chrystus za plecami wołał: „Wróć do pierwotnej miłości! Przypomnij sobie, gdzie jest twoje źródło! Za czym tęskni twoje serce?”. Właśnie dlatego dziękuję Bogu za Kazimierza Wielkiego 95a.