Kolęda

Dziwna to kolęda, bo właściwie kolęd się na niej nie śpiewa. Kiedyś się śpiewało, ale też kolęda wyglądała inaczej. Zima była zimna, śnieg po prostu był, turoń szedł pod rękę z diabłem, a muzycy zacierali ręce przymarznięte do instrumentów. Teraz jest inaczej. Najpierw ktoś zapuka i zapowie kogoś niespodziewanego, potem zapuka sam niespodziewany (i długo oczekiwany) i tak kolęda wejdzie do domu z chrześcijańskim pozdrowieniem. „Myśmy na księdza tak bardzo czekali!”. Wszyscy staną wokół stołu, przyjrzą się uważnie. Ktoś nagle przypomni sobie o zapałkach i o wodzie, która w niewyjaśnionych okolicznościach zniknęła z talerzyka. Kot się obliże promieniując święconym blaskiem i tak rozpocznie się modlitwa. Modlitwa krótka i szczera. Pokropiona małym kropidłem i naznaczona niepokojem o to, co dalej będzie. Po wszystkim każdy znajdzie sobie miejsce i rozpocznie się rozmowa.

Na kolędzie się rozmawia, a właściwie: „ostrożnie zaczyna się rozmowę”. Nigdy przecież nie wiadomo jakie pytanie zadać i czy pytaniem powinno zaczynać się rozmowę. Bywa bowiem tak, że ktoś pytaniem odpowie na pytanie, a wtedy to już nie rozmowa, ale właściwie przesłuchanie. Lepiej zatem poczekać, spojrzeć szczerze w oczy i mocą wrodzonej szczerości cicho szepnąć: „Co u was słychać?”. Stara bieda. Tak toczy się dialog, a kolędy nadal nikt nie śpiewa. Może zatem lepiej mówić o wizycie, ale i to słowo jakoś dziwnie się kojarzy. Na wizytę idziemy do lekarza lub dentysty. Nie są to zatem wizyty koniecznie przyjemne. Poza tym z wizytą się idzie, a tutaj wizyta sama do nas przychodzi.

Na koniec wszyscy sobie pożyczą: zdrowia, szczęścia, pomyślności. Ksiądz powoli zacznie wstawać. Inni zaraz też powstaną. „Ksiądz się spieszy?”, „Takie życie, inni też czekają”. Ksiądz kolędy nie zatrzyma (choć kolędy nikt nie śpiewa!).