To nie jest twoje powołanie!

Zdarza się czasami, że podczas rozmów o wstępujących do seminariów lub zakonów z ust księży daje się słyszeć o młodych takie zdanie: „Nie chwaląc się. To jest moje powołanie”. Ale czy rzeczywiście człowiek może powiedzieć, że ktoś jest „jego” powołaniem?

Rozważając przypowieść Pana Jezusa o królestwie niebieskim, porównanym do ziarna rzuconego w ziemię, czytamy: „Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak”. A zatem, odnosząc tę sytuację do budzenia powołań, trzeba jasno powiedzieć, że oprócz „rzucenia w ziemię” nie ma w tym naszej żadnej zasługi. Lwią część pracy na rzecz powołań wykonuje Bóg. Jasne, że człowiek może stworzyć pewne okoliczności, dać przykład, wspierać rozwój, ale źle by się działo, gdyby za czyimś powołaniem stał człowiek. Tak mocno przecież się podkreśla, że do zakonu czy seminarium nie idzie się ze względu na mamę czy tatę. Tak samo nie powinno się iść ze względu na księdza (nawet najlepszego i najfajniejszego). Droga realizacji powołania szybko weryfikuje takie przypadki. Wybór drogi życia dokonuje się w sferze dużo głębszej niż tylko na poziomie woli człowieka. Jest to decyzja egzystencjalna i musi być rozpatrywana z pomocą Bożego natchnienia. Nikt, sam z siebie, nie może być pewny takiego wyboru. Z pomocą musi mu przyjść łaska. Za powołaniem może bowiem stać tylko Jezus. Tylko u Niego jest prawdziwe źródło inspiracji i mocy, która jest niezbędna do wytrwania na obranej drodze. Tylko Jezus może z całą odpowiedzialnością powiedzieć: „To jest MOJE powołanie!”.