Osiedlowa Droga Krzyżowa 2024
28-03-2024
W miniony piątek, 22 marca, jako wspólnota parafialna zebraliśmy się o godzinie 19.00 przy naszym kościele. Razem z ks. biskupem Piotrem Jareckim wybraliśmy się na Drogę Krzyżową ulicami naszej parafii.Tegoroczna trasa (każdego roku jest inna) wiodła od kościoła w stronę ulicy Radiowej, a potem ulicą Pirenejską z powrotem do kościoła. Towarzyszył nam ciężki, drewniany krzyż, który na co dzień stoi z boku kościoła. Na pionowej belce umieszczone są daty poprzednich osiedlowych Dróg Krzyżowych. Począwszy od roku 2000, nie licząc lat „covidowych” (2020 i 2021), to szczególne nabożeństwo odprawiane jest co rok. Zawsze na tydzień przed Wielkim Piątkiem.
Rozważania czternastu stacji przygotowała i czytała młodzież. Były krótkie, ale bogate w treści. Odnosiły się do aktualnych problemów kościoła jako instytucji i wspólnoty wiernych. Krzyż nosili uczestnicy. Po każdej stacji, brała go na ramiona inna grupa ludzi – ojcowe, matki, księża, siostry zakonne, różne wspólnoty parafialne i wreszcie na końcu ochotnicy. Do jego niesienia nie brakowało chętnych. Krzyż niesiony wspólnie nie był dużym ciężarem. Tak jak w życiu, cierpienie z którym nie zostaje się samemu, wydaje się być lżejsze i do uniesienia.
Uczestników nabożeństwa było dużo i w każdym wieku. Począwszy od najstarszych parafian, poprzez dorosłych i młodzież, a kończąc na dzieciach. Między rozważaniami, towarzyszyły nam pieśni wielkopostne inicjowane przez pana organistę. Kto mógł i znał słowa, ten śpiewał. Kto nie mógł, trwał w ciszy. Tak jak na przykład najmłodsi jadący w wózeczkach, którzy chwalili Pana Boga swoim snem.
Po niecałych 2 godzinach dotarliśmy z powrotem do kościoła. Były podziękowania i refleksja ks. biskupa. Mówił on m.in. o tym, że w chrześcijaństwie obecne są dwa krzyże. Pierwszy to ten Chrystusa, natomiast drugi to nasze osobiste cierpienia. I w naszej wierze chodzi o to, by między tymi krzyżami była równowaga. Jeśli jest obecny tylko ten pierwszy – to jakbyśmy czcili Boga jedynie wargami. Przed czym nas Jezus przestrzegał. Natomiast, jeśli wyłącznie ten drugi – to skupiamy się tylko na sobie, a zapominamy, że Bóg chce uczestniczyć w naszym życiu wspierając nas na drodze wiary. Na koniec, po Apelu Jasnogórskim i błogosławieństwie, rozeszliśmy się do naszych domów.
W tym roku razem ze mną szła moja 9-letnia córka. Byłem zaskoczony, że wytrwała do końca i jeszcze jej się podobało. Później mi się zwierzyła: „ta Droga Krzyżowa była najlepsza!”.
Publikujemy tegoroczne rozważania autorstwa Ks. kanonika E.C. dr hab. Wojciecha Węgrzyniaka:
Panie Jezu Chryste,
Chcemy razem z Tobą przejść Twoją drogę krzyżową. Drogę, która jest męką, która prowadzi nawet do śmierci, ale drogę, która wiedzie ostatecznie do zmartwychwstania.
Chcemy na to dzisiejsze rozważanie wziąć ze sobą Kościół. Kościół bowiem czasem może być krzyżem. Czasem bycie w Kościele może być bardzo trudną drogą, cierpienia, upadków i powstawania. A czasem to i my sami możemy być dla Kościoła bardzo trudnym balastem.
1. Jezus zostaje skazany na śmierć
Jezus zostaje skazany na śmierć. Wysoka Rada wydała wyrok. Sanhedryn chciał, żeby Jezus umarł. Piłat zawyrokował, że ma to być śmierć krzyżowa. Jezus, Bóg-człowiek, chociaż w pełni wolny, zostaje skazany na los, który będzie losem krzyża.
Zostaliśmy skazani na Kościół. Chociaż ludzie wolni, ktoś zadecydował za nas, żebyśmy byli w Kościele. Rodzice przynieśli nas do chrztu. Zostaliśmy wychowani w katolickim kraju, społeczeństwie, które wierzyło w Boga i w Kościół. W jakimś sensie tak jak zostaliśmy skazani na to, żeby być Polakami, zostaliśmy skazani na to, żeby być w Kościele. To wydaje się być przeciw naszej woli. To wydaje się być ograniczeniem. Ale tak jak w przypadku Jezusa ta decyzja nie musi być skazaniem na bezsensowny los, nawet jeśliby on nieraz wiązał się z cierpieniem. Może to być droga do najpiękniejszego życia.
Prosimy Cię, Jezu, przy tej stacji, byśmy nie tracili wiary w to, że każdy krzyż, również krzyż Kościoła, może mieć dla nas życiodajny i zbawczy sens.
2. Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Jezus wziął krzyż na swoje ramiona. Mógł go odrzucić, mógł powiedzieć, że się nie zgadza z wyrokiem. Mógł twierdzić, że to nie jest sprawiedliwe. On, znając losy świata i wolę Bożą, decyduje się na to, żeby wziąć krzyż na swoje ramiona. Może to niesprawiedliwe. Może to okrutne, ale decyduje się na tę drogę, bo Mu zależy na odkupieniu każdego człowieka.
My również wzięliśmy krzyż Kościoła na swoje ramiona. Mogliśmy odrzucić wiarę. Mogliśmy nie dać wychować się po katolicku. Mogliśmy wiarę zmienić, stracić. Mogliśmy nie przyjść dziś do kościoła. Mogliśmy swoją decyzją – jak niektórzy z naszych znajomych – pozostawić Kościół w tyle i powiedzieć, że to nie nasza sprawa i nie nasz krzyż. Jest w nas wiele Chrystusa, jeśli decydujemy się na to, żeby wziąć krzyż Kościoła na swoje ramiona. Jest w nas wiele Chrystusa, kiedy nie uciekamy od Kościoła, nawet jeśliby był dla nas nieraz bolesnym krzyżem.
3. Jezus upada po raz pierwszy pod krzyżem
Wydaje się to dziwne, że Jezus upada pod krzyżem zaraz po tym, jak go wziął na ramiona. Czy sobie go źle chwycił? Czy był za ciężki? Czy Jezus nie był przyzwyczajony? A może biczowanie i cierniem ukoronowanie tak zmęczyło skazańca, że wystarczył mały kamień, nierówność, czy chwila nieuwagi, by znaleźć się na ziemi przytłoczony drzewem.
Pierwszy upadek w drodze krzyżowej Kościoła to mój osobisty upadek. Chociaż zostałem ochrzczony i przystąpiłem do I Komunii. Chociaż przyjąłem Jezusa za mojego Pana i Zbawiciela. Chociaż śpiewałem, że kocham Jezusa i przyjąłem Ducha w sakramencie Bierzmowania. Chociaż setki razy wyznawałem publicznie „Wierzę w jednego Boga”, upadam, popełniam grzechy, znajduję sobie wiele bożków i spraw, które są dla mnie ważniejsze niż Bóg. Jestem grzesznikiem. W Kościele jestem grzesznikiem. Pierwszy upadek Kościoła to mój osobisty upadek. Gdyby nie było naszych upadków, nie byłoby grzechu w Kościele. Mam świadomość, że to boli, że to dziwne i nielogiczne, ale wstaję, chociaż upadam po raty tysięczny w Kościele, chociaż w spowiedzi po raz tysięczny obiecuję, bojąc się, czy się poprawię. Wstaję, bo wiem, że Kościół, to nie tylko historia moich grzechów, ale również historia powstawania od pierwszego do ostatniego upadku.
4. Jezus spotyka się ze swoją Matką
Józef pewno już nie żył. Jezusowi została tylko Matka. Maryja tak często nieobecna w Ewangelii, pojawia się teraz. W tak ważnym momencie. Nie wiemy, co mówili, nie wiemy, jakie były gesty, nie wiemy prawie nic. Wiemy, że była miłość matczyna, która dodała sił, żeby iść dalej. Miłość bardzo potrzebna, bo miłość po pierwszym upadku.
Na drodze krzyżowej Kościoła spotykamy naszych rodziców. Może jeszcze żyją. Może nie. Może jedno tu, drugie już po tamtej stronie. Chcemy przy tej stacji podziękować im za to, że jeśli wierzymy, to w dużej mierze dzięki nim. Że nauczyli modlitwy, że dawali przykład, że pocieszali na duchu. Jacy byli nasi rodzice? Czy byli pomocni? Czy może raczej od Boga odciągali? Mogą być bowiem i tacy rodzice, którzy są przeszkodą na drodze krzyżowej Kościoła.
Módlmy się za wszystkich rodziców, za tych, dzięki którym jesteśmy w Kościele i za tych, którzy nigdy nie zrozumieli, dlaczego chcemy w Kościele pozostać.
5. Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracał z pola, żeby pomógł dźwigać krzyż Jezusowi. Pomógł chociaż go przymusili, pomógł, chociaż był zmęczony, chociaż nie miał takich planów. Ale ta pomoc musiała wydać owoce, skoro Ewangelia zapamiętała imion jego synów. Dzięki przymuszonej pomocy może nawróciła się cała rodzina.
Na drodze krzyżowej Kościoła jest wielu takich, którzy nam pomagają z posłuszeństwa. Mocą dekretu biskupa ten proboszcz znalazł się na tej parafii, ten wikary przygotowywał do I Komunii czy bierzmowania. Organista, kościelny, katechetka, siostra zakonna, animator na rekolekcjach, spowiednik w konfesjonale to często ludzie, których nie wybieramy, ale spotykamy ich na naszej drodze, bo ktoś ich na tej drodze postawił. Postawił, żeby nam pomógł.
Módlmy się przy tej stacji za nich. Bo dzięki nim żaden z nas nie idzie na drodze krzyżowej Kościoła sam. I nigdy sam nie będzie musiał dźwigać swego krzyża.
6. Święta Weronika ociera twarz Jezusowi
Weronika nie została przymuszona. Sama wybiegła z tłumu, chociaż mogli ją stratować, czy odrzucić siłą. Sama wyciągnęła chustę, sama otarła twarz. Sama zostawiła kawałek serca, nie wiedzą, że Jezus zostawi jej na chuście swoje własne oblicze.
Patrząc na św. Weronikę, myślimy o tych ludziach, którzy nie z urzędu, nie z zawodu, nie z dekretu, ale całkiem spontanicznie otarli nam twarz, sprawiając, że chociaż trochę było w życiu lżej. Myślimy o ciociach i wujkach, o tych w klasie czy autobusie, o tych na ulicy czy przystanku, o tych w kościele, którzy nawet przez znak pokoju czy uśmiech sprawili, że nam było trochę lżej. Dziękujemy za tych, którzy wspierali rekolekcje, którzy groszem ocieplali kościół i salki parafialne.
Czy nigdy w Kościele nie doznałem od ludzi Kościoła jakiegokolwiek dobra? Dziękujemy za tych wszystkich, których może nie znamy nawet z imienia.
7. Jezus upada po raz drugi pod krzyżem
Bardzo dziwny upadek Jezusa. Przecież spotkał się z mamą i to mu musiało dodać sił. Przecież Szymon pomógł dźwigać krzyż, to było mu lżej. Przecież św. Weronika otarła twarz, więc widział trochę lepiej. Przedziwny upadek mimo pomocy wokół.
Drugi upadek drogi krzyżowej Kościoła to upadek innych ludzie. Wiele doznaliśmy od ludzi Kościoła pomocy, ale widzimy też, że wielu ludzi Kościoła upada. Widzimy, że tamten kradnie, ta oszukuje, tamci się rozwiedli, ten plotkuje, ci się nie odzywają przez lata, widzimy, ile jest obłudy, bo ktoś potrafi siedzieć godzinami w kościele, by potem piekło robić wszędzie. Bolą nas okrutnie te upadki, zaprzeczenia tego, czym powinien być Kościół. Leżąc przy drugim upadku cierpię z powodu grzechu innych ludzi, tak jak cierpiałem przy pierwszym upadku z powodu moich własnych grzechów. I modlę się o to, żebym miał siły powstać, tak jak mam siły powstawać z własnych grzechów. I o to, żeby żaden upadek innych ludzi nie zgorszył mnie tak, bym pozostał leżąc na drodzy, tak jak nigdy moje grzechy nie zabiły we mnie wiary w miłosierdzie Boże.
Prosimy Cię Jezu o to, by cudze grzechy nie pozwoliły nam odejść od Kościoła.
8. Jezus pociesza płaczące niewiasty
Po ludzku te kobiety miały rację. Widziały przecież cierpiącego mężczyznę. Płakać się chce, jak się widzi krzywdę drugiego człowieka. Po ludzku jerozolimskie niewiasty miały rację, ale prawda była gdzieś głębiej: „Nie płaczcie nade mną – mówi Jezus – ale płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi, bo jeżeli z zielonym drzewem to się dzieje, co dopiero stanie się z suchym”.
Patrząc na spadające łzy jerozolimskich kobiet, myślimy o tych, którzy w Kościele narzekają. O tych, którzy lamentują nad Kościołem, nad innymi, ciągle są niezadowoleni i wydaje się, że mają rację, bo jest tyle zła i grzechu w Kościele, że trzeba lamentować, że trzeba narzekać, że trzeba już nad Kościołem płakać. A Jezus mówi: To nie tak. Zapłacz nad sobą i nad swoimi dziećmi. Zapłacz nad tym, nad czym masz władzę. Narzekaj na to, co ty możesz zmienić. Nie daj się skusić na tani lament, które nie zmieni nic, tylko zostawi żal i brud, mieszając ideał z popiołem.
Prosimy przy tej stacji, byśmy nie narzekali na to, czego nie możemy zmienić. A jeśli trzeba płakać, byśmy zapłakali przede wszystkim nad sobą i swoimi bliskimi.
9. Jezus upada po raz trzeci pod krzyżem
To chyba był najbardziej bolesny upadek. Niedaleko od końca. Wydawało się, że już doszliśmy na miejsce. Bolesny upadek człowieka, który nie wie, czy da radę iść dalej i coraz trudniej znajdować siły, by powstać, zwłaszcza, że widzisz już z daleka szykowane gwoździe.
Medytując nad trzecim upadkiem Jezusa, pomyślmy w drodze krzyżowej Kościoła o upadkach kapłanów, upadkach sióstr zakonnych, upadkach biskupów, upadkach papieży. Pomyślmy, żeby zobaczyć to całe zło, które przygniata nie tylko ich, ale i nas wszystkich. Bo przecież boli, kiedy ksiądz nie radzi sobie z alkoholem, boli, kiedy prowadzi podwójne życie, kiedy oszukuje i poniża, boli kiedy krzywdzi dzieci, niszcząc nieraz ich całe życie, boli, kiedy nie przyznaje się do grzechów nawet mniejszych, boli, kiedy grzechy kryjemy pod dywan, jakbyśmy nie wierzyli, że oczy Boga widzą wszystko. Boli, że ci, którzy powinni być bardziej święci, są nieraz dalej od Boga niż ludzie niewierzący.
Módlmy się, żeby Bóg pomógł nam powstać z tego upadku, bo my sami ludzi, nie damy sobie rady.
10. Jezus z szat obnażony
Ten, który stworzył cały świat, zostaje obnażony z szat. Który kwieciem ubiera miliony łąk, zostaje pozbawiony jedynego odzienia. Ten, który co roku pokrywa śniegiem pół świata, przez jednego żołnierza zostaje wystawiony na drwiny. Obdarcie z szat to obdarcie z godności. Pohańbienie. Wzgarda. To nie tak ma być. Bóg, który jest Panem chwały. Syn Boży, przez którego wszystko się stało, co się stało, wygląda jak nic.
Przy tej stacji myślimy o wstydzie w Kościele. O poczuciu odarcia z ideałów, odarcia z autorytetów, odarcia z marzeń, czasem odarcia z wiary. Atakowani z różnych stron, w domu i pracy, czujemy się jak Jezus odarty z szat i palimy się ze wstydu za Kościół, za księży, za biskupów, za papieży, za siebie, bo widzimy jak bardzo jesteśmy nadzy.
Prosimy Cię Jezu, by ten wstyd oczyścił nas, żeby to pohańbienie nie było motywem głupich decyzji, byśmy nie stracili przekonania, że ta stacja jest tylko jedną stacją i że nie warto rezygnować z tej drogi, nawet kiedy przyjdzie nam przełykać swój i nie swój wstyd.
11. Jezus przybity do krzyża
Trzy gwoździe wystarczyły, żeby przybić Jezusa do krzyża. Jeden przybił prawą rękę, drugi lewą, trzeci przygwoździł nogi. Gwoździe, które stały się bólem prowadzącym aż do śmierci.
Co mnie najbardziej boli w Kościele? Jakie trzy gwoździe najbardziej poruszają moje serce? Czy brak jedności chrześcijan? Czy zgorszenia z powodu grzechów księży i reakcje na nie? Czy brak zaangażowania świeckich? A może brak słuchania słowa Bożego, bo to ze słuchania przecież rodzi się wiara? Czy to, że może nasze własne dzieci nie chcą już wierzyć w Boga? Jakie są moje trzy gwoździe, przez które czuję się obolały w Kościele? I czy znam też, jakie gwoździe ja wbijam w serce Kościoła, przez które to Kościół czuje się z mojego powodu obolały .
12. Jezus umiera na krzyżu
Nawet Bóg zdaje się upuszczać Jezusa, kiedy mówi: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. Jednak Jezus pełen ufności powie zaraz: „Ojcze, w twe ręce oddaję ducha mojego”. Wiem, że twe ręce są blisko mnie, dlatego składam na nie mojego ducha, wiem, że jesteś blisko mnie, dlatego chociaż słabym głosem, mówię przecież „Ojcze, Abba, Tato”. Chociaż wydaje mi się, że powinienem żyć, bo jestem niewinny, chociaż wydaje się, że nie powinienem umierać, bo Ty jesteś wszechmogący, chociaż wydaje się to nielogiczne, bo tyle dobra zrobiłem dla ludzi. Tam jednak, gdzie nie ma logiki sensu pozostaje logika zaufania. Bóg widzi więcej nawet tam a może zwłaszcza tam, gdzie cała ziemia pokrywa się mrokiem.
Może wydawać się, że Kościół się kończy. Może chrześcijaństwo umiera jak umarli greccy bogowie. Może Kościół odchodzi jak wiara piramid egipskich. Tam jednak, gdzie my nie widzimy nawet na parę lat, Bóg widzi już na wieczność. Dlatego, nawet jeśli w wielu umiera wiara w Kościół, chcemy wyznać wiarę Kościoła, że Bóg widzi więcej. I jeśli nawet nie jesteśmy w stanie wyrazić naszego bólu, chcemy powiedzieć chociaż jedno: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego”
13. Jezus zdjęty z krzyża
Maryja przytula Jezusa jak w Betlejem. Tam nowo narodzony. Tu ledwo co po śmierci. Tam Niemowlę, tu dojrzały Odkupiciel. W Betlejem pieluchy. Na Golgocie krew. Matka zawsze będzie blisko swojego dziecka. Bez względu na to, w jakim ono jest stanie.
Przy tej stacji myślimy o tym, że naszą matką jest Kościół. Nieraz byliśmy umarli z powodu grzechów, ale Matka Kościół przytuliła nas w sakramencie pojednania. Byliśmy umarli fizycznie, ale Matka Kościół odprowadziła nas na cmentarz, dbając wcześniej o namaszczenie chorych. Myślimy o tym, jak bardzo jesteśmy umarli, kiedy włóczymy się po świecie jak marnotrawni synowie i córki, a ona czeka na nas jak matka na własne dziecko. Kościół nas nie odrzuci. Kościół nas się nie wyprze. Kościół nie będzie się nas wstydził. Ani żywych ani zmarłych. Bo miłość Kościoła do swoich dzieci jest miłością matki i ojca, jest miłością samego Chrystusa.
Prosimy Cię Maryjo o wiarę w Kościół, która jest naszą matką, bez względu na to, jakimi jesteśmy jej dziećmi.
14. Jezus złożony w grobie
Józef z Arymatei i Nikodem przyszli do Piłata, prosząc o pozwolenie na pochówek Jezusa. Nie pojawiali się jakoś szczególnie wcześniej w Ewangelii, ale teraz są i to są konkretnie. Poszli. Załatwili. Zdjęli. Namaścili. Owinęli w szaty. Przenieśli. Pochowali. Zatoczyli kamień. Ludzie konkretów.
Na drodze krzyżowej Kościoła, kiedy gubimy się i nie wiemy, co robić, ważne byśmy robili rzeczy konkretne, żebyśmy mieli trzeźwą głowę, która może świata nie zbawi, na pewno świata nie odkupi, ale może zrobić jedną drobną rzecz: posprzątam kościół, przeczytam czytanie, odwiedzę chorych, zapytam, czy sąsiad nie potrzebuje pomocy, przytulę opuszczonych. Konkret.
Chcemy przy tej ostatniej stacji prosić Jezusa o łaskę konkretu. Byśmy zobaczyli na własne oczy, co konkretnego każdy z nas może zrobić w Kościele i dla Kościoła, nawet gdyby tysiące ludzi powtarzało, że on na zawsze pozostanie w grobie.
Tekst aktualności : Wojciech Dubaniewicz
Zdjęcia: Andrzej Chęć