Michalici

Zapomnieli o człowieku

21-03-2020

facebook twitter
Homilia na IV Niedzielę Wielkiego Postu

Niewiele jest ewangelicznych opowiadań o uzdrowieniu, które byłyby tak szczegółowe w opisie jak uzdrowienie niewidomego od urodzenia. Ewangelia podaje całą historię uzdrowienia i dalsze losy człowieka, który nie tylko odzyskał wzrok, ale także uwierzył w Syna Bożego. Bibliści sugerują, że człowiek ten musiał odgrywać istotną rolę w późniejszej wspólnocie, skoro jego historia przetrwała w pamięci spisujących Ewangelię i zachowała się z takimi detalami. Nie ma się jednak czemu dziwić. Wydarzenie, w którym ktoś w cudowny sposób odzyskałby wzrok na pewno mocno zapadłoby każdemu w sercu i było powodem do głoszenia tej niezwykłej dobrej wiadomości innym. Jest jednak w tym opowiadaniu pewna nuta goryczy, którą dostrzegamy dopiero w szerszym kontekście.
Gdy spojrzymy na całe opowiadanie od strony literackiej to składa się ono z kliku scen, w których zmieniają się okoliczności i bohaterowie. Najpierw są nimi uczniowie dopytujący o grzech człowieka niewidomego, następnie sam akt uzdrowienia, przesłuchanie przez faryzeuszów, wezwanie rodziców niewidomego i spotkanie z Jezusem na płaszczyźnie wiary. Każda z tych scen niesie ze sobą pewną prawdę, która pokazuje, że w naszych relacjach z innymi często zapominamy o człowieku, a widzimy tylko rzeczy drugorzędne. Przeciwnie jest z Jezusem, który najpierw widzi człowieka, a dopiero potem wyjaśnia to, co człowieka bezpośrednio dotyka. Spójrzmy jak to wygląda w tym opowiadaniu. Najpierw uczniowie przejęci są nie samym faktem ślepoty, ale odpowiedzią na pytanie o konsekwencje grzechu. Jezus natomiast odsuwa od nich te wątpliwości i koncentruje ich na „tu i teraz” niewidomego. Pytaniem zasadniczym nie jest to jakie grzechy popełnił on czy jego rodzice, ale chwała Boża, która właśnie teraz się objawi. Po samym uzdrowieniu mężczyzna trafia w ręce faryzeuszów i tu także nikt nie zajmuje się istotą sprawy, a jest nią przecież rzecz niezwykła: Niewidomy odzyskał wzrok! Faryzeuszów interesuje natomiast „nieprzepisowość” uzdrowienia, którego dokonał Jezus. Wypominają mu naruszenie szabatu i powątpiewają o Jego świętości. Przed nimi stoi namacalny dowód na dobroć Boga. Ich jednak trapi naruszenie Prawa i troska o własne interesy. Co więcej, wzywają na świadków rodziców niewidomego, których zachowanie również można określić jako „dziwne”. Ze strachu przed wyrzuceniem ze społeczności żydowskiej zapominają o własnym synu, który przecież przed chwilą odzyskał wzrok i po raz pierwszy może zobaczyć sowich rodziców. Podobnie zachowują się ci, którzy znają go od dziecka (niektórzy wątpią nawet w samą tożsamość mężczyzny). Niestety także w tym przypadku odzyskanie widzenia zderza się ze ślepotą tych, którzy wzrok mają zdrowy.
Ten kontrast między widzeniem i ślepotą, troską o człowieka i znieczulicą, wiarą i niewiarą mają nam uświadomić, że Jezus zawsze patrzy na nas tak jak należy. Nie ma w nim żadnych uprzedzeń, podejrzliwości i niezrozumienia. On widzi prawdziwego człowieka i troszczy się przede wszystkim o to, aby we wszystkim ukazać większą chwałę Bożą. Dla Boga zawsze jestem Jego chwałą (św. Ireneusz: „Chwałą Boga jest człowiek żyjący”). To ważna sprawa, bo w naszym postępowaniu cechujemy się postawą zgoła inną. Jesteśmy podejrzliwi, zawzięci, przemądrzali, aroganccy i niedowierzający w uczciwość drugiego człowieka. Pycha nie pozwala nam na poprawne widzenie świata poza czubkiem własnego nosa. Taki egoizm stoi w sprzeczności z naśladowaniem Jezusa, który nieustannie przekracza wewnętrzne bariery i jest po prostu dobry dla innych. Ta Ewangelia dobitnie pokazuje, że Bóg jest dobry. Bóg jest bardzo dobry i nic nie stanie na przeszkodzie jego dobroci. Może jest to czas, abyśmy także w sumieniu zadali sobie pytanie: Czy jestem dobry dla innych? A może jestem tylko dobry dla siebie i swoich interesów?
Zadając sobie to pytanie myślę sobie, że czasami warto byłoby stracić wzrok, aby wreszcie nauczyć się patrzeć na innych oczami Jezusa.