Apel parafialnej Caritas
12-10-2019
Słowa skierowane do ludzi dobrej woli.„Piecza nad chorymi i cierpiącymi jest ściśle związana z życiem i misją Kościoła. Kościół od początku wyznaje, że został powołany przez Chrystusa, który nałożył nań obowiązek opieki nad biednymi, słabymi, bezbronnymi, cierpiącymi i tymi, co płaczą.
Oznacza to, że gdy walczycie o ulżenie cierpieniom i staracie się je uleczyć, to również w ten sposób dajecie świadectwo chrześcijańskiemu pojmowaniu cierpienia.(…)”
Jan Paweł II
Szanowni Państwo, Drodzy Parafianie,
30 sierpnia tego roku w ciszę pięknego słonecznego przedpołudnia na naszym Bemowie wdarł się huk rozdzieranego metalu furgonetki przewożącej niebezpieczny ładunek. W wyniku eksplozji życie stracili ludzie, którzy na pewno się tego nie spodziewali. Pozostawili rodziny, rozpoczęte prace, plany na przyszłość. I choć po ludzku trudno nam się z tym pogodzić, nie możemy nic w tej sytuacji zmienić. Dlatego też otaczamy ich wszystkich modlitewną pamięcią, bo głęboko wierzymy, że dobry Bóg przyjął ich już do siebie.
Ale to straszliwe wydarzenie pozostawiło też po sobie inne ofiary – poranionych, okaleczonych przechodniów. Nic przecież nie zapowiadało nieszczęścia; ludzie szli na bazarek, do pobliskiej Przychodni Zdrowia, do kościoła czy po prostu wracali do domu. To mógł być każdy z nas. Ale tak nieszczęśliwie się złożyło, że to w jedną rodzinę: matkę- Panią Elżbietę i towarzyszącego jej 28- letniego syna Pawła, naszych sąsiadów z ulicy Wolfkego poszedł impet rozrywanych blach, wywracając ich życie do góry nogami. Kobieta odniosła obrażenia ręki(złamanie) i uda. Najgorsze jednak okazało się cierpienie duszy – widok syna, któremu wspomniane kawałki blachy oderwały nogę na wysokości podudzia, drugą zaś poharatały w niewyobrażalny sposób. Któraż matka nie przeżyłaby szoku w takiej sytuacji?! Młody, zdrowy mężczyzna, kochający syn, opiekun owdowiałej niedawno, borykającej się z poważnymi problemami finansowymi kobiety leży w kałuży krwi na chodniku, bezradny, opadający z sił, może nawet umierający? Ten widok pozostanie z Panią Elżbietą do końca życia. Ale również z nami, bo to straszliwe nieszczęście rozegrało się na naszych oczach i dotknęło, jak wspomniano, naszych sąsiadów, znajomych, współmieszkańców.
Pani Elżbieta została już wypisana ze szpitala i jest przygotowywana do zabiegów rehabilitacyjnych. Musi jednak przystosować mieszkanie do nowej sytuacji – jej okaleczony syn nadal przebywa w szpitalu, albowiem amputowana noga nie goi się dobrze, a druga, pokiereszowana, nie daje gwarancji, że będzie mógł na niej stąpać. A mieszkanie wymaga dostosowania do potrzeb osoby niepełnosprawnej: szersze drzwi, specjalne udogodnienia w łazience i toalecie itp. Nie są to małe koszta, a rodzina po śmierci ojca znalazła się w trudnej sytuacji materialnej. Do tego trzeba się liczyć ze sporymi wydatkami na środki opatrunkowe, lekarstwa i konieczną rehabilitację obojga (matki i syna).
Paweł to „chłopak z naszego osiedla”, ktoś bliski, znajomy, przyjaciel; tu się wychowywał, chodził do szkoły, wchodził w życie. Podjął pracę, a po pogrzebie ojca (w grudniu ubiegłego roku) wziął na siebie dodatkowy obowiązek pomagania owdowiałej matce. Normalny, porządny chłopak, oddany syn. Teraz potrzebuje pomocy. Nie tylko własnej rodziny, narzeczonej czy grona najbliższych przyjaciół. Także naszej, bo koszty rehabilitacji i późniejszej protezy są ogromne, idące w dziesiątki tysięcy złotych. Powie ktoś może, iż trzeba się zwrócić do instytucji statutowo powołanych do niesienia pomocy osobom poszkodowanym w wypadkach. Tak, oczywiście, trzeba pukać do wielu drzwi. Ale wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jaką „drogą przez mękę” jest załatwienie choćby zaświadczenia o stopniu niepełnosprawności w ZUS czy pozyskanie środków z PEFRON. Miną miesiące, nim cokolwiek w tej sprawie uda się osiągnąć. A przecież Paweł nie spowodował sytuacji, w której się znalazł, nie ponosi winy za to, co go spotkało. Jest młody, chciałby żyć w miarę normalnie, został okrutnie doświadczony przez los i na pewno nie zasługuje na dalsze kłopoty. Musi się teraz koncentrować na powrocie do życia, musi walczyć z własnymi ograniczeniami, cierpieniem fizycznym i psychicznym. Musi do nas wrócić! Dlatego zwracamy się do Państwa z gorącym apelem: pomóżmy Pawłowi stanąć na nogi, dajmy mu szansę na skuteczną rehabilitację, wesprzyjmy w dostosowaniu mieszkania do jego potrzeb. Otwórzmy serca na jego nieszczęście, bo jest naszym bliźnim w potrzebie, nie pozostawajmy obojętni na jego los.
„Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mieście uczynili.”(Mt.25, 40). Pani Elżbieta i Paweł potrzebują naszej pomocy. Okażmy im ją.
Wolontariuszki PZC