Michalici

Ekstremalna Droga Krzyżowa

10-03-2024

facebook twitter
„Wojtek, idziesz na Ekstremalną Drogę Krzyżową? 40 km nocą do Niepokalanowa. Pieszo. Bo jak ty pójdziesz, to ja też” - świadectwo

„Wojtek, idziesz na Ekstremalną Drogę Krzyżową? 40 km nocą do Niepokalanowa. Pieszo. Bo jak ty pójdziesz, to ja też” – ten telefon od przyjaciela był impulsem, który spowodował mój udział w tej szalonej, męskiej wyprawie. 40km? Nocą? No właśnie, bo ma być ekstremalnie. Będzie ciężko. Ale czy Jezus na swojej Drodze Krzyżowej miał łatwo?

Po raz pierwszy o EDK usłyszałem rok temu, ale wtedy nie poszedłem. Widać musiałem dojrzeć do decyzji, bo dopiero w tym roku byłem po raz pierwszy. Przez ok. 10 dni, które zostały mi do wyjścia, starałem się popracować nad kondycją. Ale też chciałem przygotować się duchowo, pomyśleć o intencji, z którą pragnąłbym wyruszyć. Skład przed wyprawą był dynamiczny. W ostatniej chwili ktoś się rozchorował, ktoś inny z kolei mógł dołączyć. Ostatecznie wyszło nas 14 – 2 księży (duszpasterzy naszej parafii: ks. Emil Kurek CSMA oraz ks. Piotr Dąbrowski CSMA), kilku mężów-ojców, ministranci. 14 stacji i 14 mężczyzn. Całkiem interesująca zbieżność.

Owe „jak ty pójdziesz, to ja też”, które usłyszałem przez telefon oddaje po części charakter tej wędrówki. Ponieważ idziemy w grupie, w czasie marszu możemy na siebie wzajemnie liczyć, wspierać się, dzielić tym, co mamy, pomagać sobie. Przy każdej stacji zatrzymywaliśmy się na krótkie rozważania. Potem w drodze był czas na milczenie, modlitwę. Ale też na rozmowy, lepsze poznawanie się.

Stacje Drogi Krzyżowej były w miejscach, gdzie stoją przydrożne krzyże czy kapliczki. Pierwsze kilkanaście kilometrów było łatwe. Wszyscy szli raźnie, dziarskim krokiem. Jednak później każdy kolejny kilometr zaczął dawać się coraz bardziej we znaki. Zaczęła boleć noga, krzyż (wszak to Droga Krzyżowa…), dochodziło zmęczenie, późna pora (3 w nocy, idziemy ponad 7 godzin a tu ciągle sporo do końca??). Na ostatnich trzech stacjach nie byłem już w stanie uklęknąć. A później bardzo ciężko było rozruszać bolące mięśnie po kolejnej przerwie. Ale szliśmy w grupie, czuło się wsparcie innych, troskę o drugiego. Dla mnie osobiście najbardziej budujące były rozmowy z innymi, zwłaszcza gdy przychodził moment kryzysu. A także przypominanie sobie intencji, z którą wyruszyłem. Nie wiedziałem, czy dotrwam – choć miałem taką nadzieję. Powiedziałem nawet komuś, że gdybym szedł sam, to nie doszedłbym do końca. Ale dzięki obecności innych, udało się.

Finalnie, zamiast 40 km, wyszedł dystans maratoński (ponad 42 km). Do Niepokalanowa dotarliśmy w komplecie – ok. 6.30. Po 11 godzinach od wyruszeniu spod figurki Matki Bożej na terenie naszego kościoła. W sobotni poranek nasz chód nie przypominał już tej sprężystości, co w piątkowy wieczór. Na zmęczonych twarzach widać było jednak uśmiech i wdzięczność. Drogę Krzyżową rozpoczęliśmy i zakończyliśmy tak samo – czyli mszą św. Eucharystia była klamrą spinającą naszą wyprawę.

Tegoroczna EDK była już trzecią, która wyruszyła spod drzwi naszej parafii. Czwarta edycja za rok. Z każdym rokiem przybywa uczestników. Rok temu było to 7 osób, w tym roku 14. A jak będzie za rok?

Tekst: Wojciech Dubaniewicz
Zdjęcia: Andrzej Chęć